,,"ZAGINIONY"- mówią, lecz ja nie wierzę w to.
Znając Ciebie odszedłeś w świat swoich marzeń"
Znając Ciebie odszedłeś w świat swoich marzeń"
Złośliwość rzeczy martwych, już o godzinie 8 rano w pokoju
rozległ się głośny dzwonek telefonu. Elena jęknęła sięgając w stronę drewnianej
szafki nocnej. Odebrała nie patrząc na wyświetlacz i przyłożyła urządzenie do
ucha.
-Halo?
-Hej Eleno. Nie
obudziłam cię?- po drugiej stronie rozległ się jak zwykle wesoły głos Bonnie.
-Niee. No co ty-
mruknęła w poduszkę.
-Dobra, wstawaj.
Będę u ciebie za 15 minut.
-Coś się stało?
-Mam informacje od
Stefana-odparła rozłączając się.
Brunetka
momentalnie poderwała się do pozycji siedzącej. Szybko wyskoczyła z łóżka i
pobiegła do łazienki po drodze ciskając telefonem w stertę ubrań. Z hukiem
otworzyła drzwi, ale po chwili je zamknęła widząc stojącego w samych bokserkach
Alarica.
-O boże,
przepraszam!- krzyknęła opierając się o poręcz schodów.
Swoim wyczulony
słuchem usłyszała cichy śmiech mężczyzny. Wywróciła teatralnie oczami, po czym
wróciła do swojego pokoju. Zatrzymała się dopiero przy wielkim lustrze by
zilustrować swoja sylwetkę. Od razu stwierdziła, że wygląda o wiele lepiej niż
wczoraj. No może prócz jej fryzury, bo każdy włos nadal żył swoim życiem, ale
ciemne ślady pod oczami zniknęły. Nadal martwiła się o braci Salvatore, lecz
teraz jedyną rzeczą, która zżerała dziewczynę od środka był głód. Elenie
zrobiło się nagle gorąco jakby znalazła się w piekarniku i po chwili namysłu
podeszła do parapetu z zamiarem otworzenia okna. Zawahała się jednak.
Uświadomiła sobie, że przecież to nie wina nagłej zmiany temperatury tylko
braku krwi. Żyły z każda minutą paliły coraz bardziej, powoli w organizmie rozpoczynał
się proces wyschnięcia. Zaczęła nerwowo krążyć po pomieszczeniu oblizując usta
i błądząc językiem po rzędach białych jak śnieg zębów. Po zakończeniu mniej
więcej dziesiątego kółka zauważyła obserwującego ją z zaciekawieniem Rick’a. Ze
skrzyżowanymi na piersi rękoma oraz z lekkim uśmiechem na twarzy sprawiał
wrażenie jakby bawiło go zachowanie młodej wampirzycy.
-No co?- spytała
rozkładając ręce.
Jej ton był
podniesiony jak zawsze, gdy umysłem władała rządza krwi.
-Może zejdziesz na
dół i napijesz się- zaproponował.
-Nie, dzięki.
Zaraz przyjdzie Bonnie.
-Jak
chcesz-wzruszył ramionami.
Zszedł wolnym
krokiem na dół pogwizdując sobie jakaś melodię. Elena głośno westchnęła podchodząc
do szafy. Otworzyła ją i wybrała szary dres. Założenie go zajęło na oko z
jakieś 3 minuty, wystarczająco dużo czasu by mulatka zjawiła się w domu
Gilbertów.
Dziewczyna porządnie
się zdziwiła, gdy za czarownicą wkroczyła do pokoju zaspana Caroline.
-Co ty tu robisz?-
spytała podnosząc ciemne brwi.
-Takie pytania
kieruj do pani „wstawaj nie ma czasu”- odparła
szukając czegoś w torbie.- Łap. Pomyślałam, że nie jadłaś śniadania-dodała
podając jej butelkę pełną czerwonego płynu.
-Sok porzeczkowy?
-Chciałabyś-
ucięła wdychając uspakajający zapach krwi.
-Ehh…
obrzydlistwo-stwierdziła Bonnie.
Pospiesznie
odwróciła wzrok od pijącej łapczywie przyjaciółki i skupiła się na oprawionej w
skórę księdze.
-Dobra co ze
Stefanem?- zaczęła zaciekawiona brunetka.
Czuła, że
żołądek znów skurczył się z napływających nerwów.
-Sama się go o to
spytaj-odpowiedziała wyjmując telefon, po czym wybrała numer.
Po zaledwie dwóch
głuchych sygnałach rozległ się głos jednego z Salvatore’ów.
-Elena! Powiesz mi
do jasnej cholery dlaczego nie odbierasz?!- krzyk chłopaka sprawił, że
wampirzyca skuliła się na łóżku jak mały psiak.
Z tego wszystkiego
kompletnie zapomniała o Iphon’ie, który nadal leżał w stercie ubrań.
-Przepraszam… Nic
ci nie jest?
-Nie, ale nie
znalazłem Damona- odparł z lekkim zawodem.
-Sprawdziłeś już wszędzie?-
spytała skubiąc róg puchowej poduszki.
-Byłem w Grill’u,
rozmawiałem z szeryf Forbes. Nawet pojechałem do Nowego Orleanu i nic.
-Był Damon, nie ma
Damona. Oj proszę wszyscy na tym skorzystamy-podsumowała Caroline.
Elena od razu
spiorunowała ja wzrokiem. Wszyscy zamilkli, a atmosfera zrobiła się tak gęsta,
że można by zawiesić siekierę.
-Stefan, nie martw
się odprawie czar. Czekaj na nasz telefon- odezwała się Bonnie, po czym jednym
szybkim ruchem zakończyła połączenie.
Znów zapadła
grobowa cisza. Brunetka powoli wstała i wysunęła jedna z szuflad komody, gdzie
na samym dnie znalazła jakby małą książeczkę. Wyjęła ją, a następnie rozłożyła
na drewnianych panelach. Usiadła po turecku czekając, aż przyjaciółki do niej
dołącza. Po chwili siedziały we trojkę stykając się kolanami jak małe dzieci,
które knują jakąś psotę.
-Mamy mapę,
świece, zdjęcie jeszcze potrzebna nam jest krew-oznajmiła mulatka skupiając się
na knotach.
Pierwsza kropla
wosku spłynęła leniwie, gdy tylko ogień zapłonął jak na pstrykniecie palców.
Elena wysunęła kły przysuwając nadgarstek do ust w celu przegryzienia żyły.
-Nie!-
zaprotestowała czarownica w porę zatrzymując czyn wampirzycy.- Potrzebna jest
ludzka krew.
-Nie ma tu…
-Owszem
jest-przerwała Caroline patrząc znacząco na drzwi prowadzące do holu.
-O nie, nie, nie.
Jenny w to nie mieszamy. Nie ma mowy- powiedziała stanowczo kręcąc głową.
-No to Alaric?
-Nie jestem pewna
czy zadziała-wyznała.- Jest łowcą wampirów.
-Może i jest, ale
na emeryturze. Po zresztą przyjaźni się z Damonem są połączeni silna
więzią-odparła blondynka dumna ze swojego spostrzeżenia. Obie spojrzały na
Bonnie czekając na jej odpowiedź. Kiwnęła lekko dając znać by dziewczyny
sprowadziły mężczyznę.
-Rick!- krzyknęła
Elena.
Od razu wyłapała
jego kroki na dębowych schodach. Gdy tylko pojawił się w drzwiach mulatka
zaprosiła łowcę, aby dołączył do nich. Chwilę się zawahała, lecz w końcu wzięła
głęboki oddech i wytłumaczyła wszystko kawałek po kawałeczku. Kiedy skończyła
Alaric siedział z niewidzącym wzrokiem wbitym w mapę przed nim.
Liczne drobne
uliczki łączyły się z ogromnymi autostradami, a parki rozlewały się zielonymi
plamami.
-Zgoda-odparł wyciągając
rękę. Caroline wzięła ostrożnie nóż i zrobiła nacięcie na wewnętrznej stronie
dłoni. Rick pozwolił by ciepła krew spłynęła na papier robiąc małą kałużę.
Czarownica zamknęła oczy, po czym zaczęła wypowiadać nie zrozumiałe dla innych
słowa. Świece zapłonęły jeszcze żywszym ogniem, gdy szkarłatna ciecz ruszyła
wąskim strumykiem. Bonnie zakończyła gwałtownie zaklęcie i odczytała wskazane
miasto.
-Miami. Jest w
Miami.
Elena natychmiast się
poderwała wykręcając numer Stefana.
-Miami-odparła nie
dając dojść chłopakowi do głosu.
Salvatore
westchnął głośno.
-Dobra. Jadę tam. Odezwę
się później- z jego tonu wynikało, że nie jest zbytnio zadowolony z tej
informacji.
Rozłączył się bez pożegnania
co spowodowało lekkie ukłucie bólu. Odłożyła telefon na półkę i odwróciła się twarzą
do przyjaciółek. Bonnie z Caroline siedziały same. Nawet nie zauważyła kiedy
Alaric wyszedł opatrzyć ranę. Opadła ciężko na łóżko, a oczy zapiekły ją.
Uczucia. Największa słabość wampira. Jako początkująca nie umiała do końca ich
wyciszyć. Bała się też, że całkowicie mogłaby utracić człowieczeństwo i zamienić
się w zimną bestię. Na samą myśl o tym dziewczynę przeszedł nieprzyjemny
dreszcz. Oderwała wzrok od swoich paznokci, po czym przeniosła go na ogromny
pigwowiec za oknem.
Na jednej z
grubych gałęzi siedział czarny kot. Jego aksamitna sierść nastroszyła się przypominając
małe igiełki. Zwierze wysunęło pazurki by zakotwiczyć się w korze jeszcze
bardziej. Był przygotowany do skoku. Złote, kaprawe oczka bacznie śledziły każdy
ruch dumnie kroczącego gołębia. Nagle ptak poderwał się głośno trzepocąc
skrzydłami, a Elena niemal poczuła na własnej skórze rozczarowanie drapieżnika.
Przez chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały. Żółte tęczówki kota odbiły
promienie słońca. W tym drobnym stworzonku i w sposobie z jakim jej się przyglądał
było cos niepokojącego. Coś dziwnie ludzkiego.
-Muszę iść, mam jeszcze
wpaść do Grill’a pogadać z Mattem- zza myślenia wyrwał ją głos Caroline.
-O tak jasne-
odparła szybko.
Razem z mulatką
pomachały dziewczynie na pożegnanie. Zbiegła bezszelestnie po schodach mijając
się przy drzwiach z Saltzman’em i z uśmiechem wyszła na poranne słońce. Droga
zleciała dość szybko. Miała zamiar od razu skierować się do baru, ale
postanowiła, że najpierw wstąpi do domu i przebierze się w coś porządniejszego.
Otworzyła drzwi nucąc pod nosem „Let it
go”, rzuciła klucze na stolik w holu, a następnie skierowała się do salonu
zdejmując skórzaną kurtkę. Zatrzymała się w połowie ramion, bo gdy podniosła
wzrok jej mięśnie odmówiły posłuszeństwa.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział mam nadzieję zę sie podobał za jakiekolwiek błędy przepraszam ;) zachęcam do oglądania zwiastunu, który znajdziecie w zakładce "Zwiastun" ;) zapraszam równiez do przeczytania wpisów z pamiętnika Rebehi Mickaelson :D z czasem będa sie pojawiały tez w innych pamiętnikach ;) do nastepnego
CZYTASZ=KOMENTUJESZ TO BARDZO MOTYWUJE :D
obserwuję i czekam na rewanż <3
OdpowiedzUsuńNowy post, zapraszam http://amfaceless.blogspot.com/2015/05/jimmy-choo-perfume.html
Cudowny <33
OdpowiedzUsuńŚwietny blog wprować izabel chciałabym by Klaus był z Eleną lubię tą parę zastanawia mnie ten kot i sen Eleny ciekawe co kombinuje Klaus podoba mi się wontek z mocą Klausa świetny zwiastun pozdrawiam
OdpowiedzUsuńzgłoś kartkę z pamiętnika do konkursu na blog mieśąca maja katalog opowiadań o wampirach zagłosuję
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział i oczywiście czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny ;D
Jak ja nie lubię, gdy mi ktoś dzwoni rano, niekiedy nawet nad ranem i "nie obudziłem cię?" albo "spałeś?"... tylko takich ludzi rozszarpać.
OdpowiedzUsuńTrochę dziwne, że martwi się o braci, a przejmuje się wyglądem. Ja jak się o coś naprawdę martwię, to nie przeglądam się w lustrze, tylko staram się ogarnąć sytuacje, poprawić byt, ewentualnie modlić, a nie spać i patrzeć w lustro.
Martwi się, czeka na wiadomość, ale nie patrzy co chwila na telefon? Dziwna jest, taka głupia, pusta strasznie. Jak można w takiej sytuacji nie mieć komórki przy dupie?
Podoba mi się szczerość i bezpośredniość Caroline.
Ale Łowca wampirów chyba nie jest żadną nadistotą - to człowiek co poluje, nikt więcej i nikt mniej. Szybko Rick poszedł na emeryturkę, aż mu zazdroszczę, bo ja będę musiał w tej Polsce do ponad 60 lat robić...
No to teraz ciekawe kogo ujrzała Caro...