czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 4



 
,,"ZA­GINIONY"- mówią, lecz ja nie wierzę w to.
Znając Ciebie od­szedłeś w świat swoich marzeń" 


Złośliwość rzeczy martwych, już o godzinie 8 rano w pokoju rozległ się głośny dzwonek telefonu. Elena jęknęła sięgając w stronę drewnianej szafki nocnej. Odebrała nie patrząc na wyświetlacz i przyłożyła urządzenie do ucha.
    -Halo?
    -Hej Eleno. Nie obudziłam cię?- po drugiej stronie rozległ się jak zwykle wesoły głos Bonnie.
    -Niee. No co ty- mruknęła w poduszkę.
    -Dobra, wstawaj. Będę u ciebie za 15 minut.
    -Coś się stało?
    -Mam informacje od Stefana-odparła rozłączając się.
    Brunetka momentalnie poderwała się do pozycji siedzącej. Szybko wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki po drodze ciskając telefonem w stertę ubrań. Z hukiem otworzyła drzwi, ale po chwili je zamknęła widząc stojącego w samych bokserkach Alarica.
    -O boże, przepraszam!- krzyknęła opierając się o poręcz schodów.
    Swoim wyczulony słuchem usłyszała cichy śmiech mężczyzny. Wywróciła teatralnie oczami, po czym wróciła do swojego pokoju. Zatrzymała się dopiero przy wielkim lustrze by zilustrować swoja sylwetkę. Od razu stwierdziła, że wygląda o wiele lepiej niż wczoraj. No może prócz jej fryzury, bo każdy włos nadal żył swoim życiem, ale ciemne ślady pod oczami zniknęły. Nadal martwiła się o braci Salvatore, lecz teraz jedyną rzeczą, która zżerała dziewczynę od środka był głód. Elenie zrobiło się nagle gorąco jakby znalazła się w piekarniku i po chwili namysłu podeszła do parapetu z zamiarem otworzenia okna. Zawahała się jednak. Uświadomiła sobie, że przecież to nie wina nagłej zmiany temperatury tylko braku krwi. Żyły z każda minutą paliły coraz bardziej, powoli w organizmie rozpoczynał się proces wyschnięcia. Zaczęła nerwowo krążyć po pomieszczeniu oblizując usta i błądząc językiem po rzędach białych jak śnieg zębów. Po zakończeniu mniej więcej dziesiątego kółka zauważyła obserwującego ją z zaciekawieniem Rick’a. Ze skrzyżowanymi na piersi rękoma oraz z lekkim uśmiechem na twarzy sprawiał wrażenie jakby bawiło go zachowanie młodej wampirzycy.
    -No co?- spytała rozkładając ręce.
    Jej ton był podniesiony jak zawsze, gdy umysłem władała rządza krwi.
    -Może zejdziesz na dół i napijesz się- zaproponował.
    -Nie, dzięki. Zaraz przyjdzie Bonnie.
    -Jak chcesz-wzruszył ramionami.
    Zszedł wolnym krokiem na dół pogwizdując sobie jakaś melodię. Elena głośno westchnęła podchodząc do szafy. Otworzyła ją i wybrała szary dres. Założenie go zajęło na oko z jakieś 3 minuty, wystarczająco dużo czasu by mulatka zjawiła się w domu Gilbertów.
    Dziewczyna porządnie się zdziwiła, gdy za czarownicą wkroczyła do pokoju zaspana Caroline.
    -Co ty tu robisz?- spytała podnosząc ciemne brwi.
    -Takie pytania kieruj do pani  „wstawaj nie ma czasu”- odparła szukając czegoś w torbie.- Łap. Pomyślałam, że nie jadłaś śniadania-dodała podając jej butelkę pełną czerwonego płynu.
    -Sok porzeczkowy?
    -Chciałabyś- ucięła wdychając uspakajający zapach krwi.
    -Ehh… obrzydlistwo-stwierdziła Bonnie.
    Pospiesznie odwróciła wzrok od pijącej łapczywie przyjaciółki i skupiła się na oprawionej w skórę księdze.
    -Dobra co ze Stefanem?- zaczęła zaciekawiona brunetka.
      Czuła, że żołądek znów skurczył się z napływających nerwów.
    -Sama się go o to spytaj-odpowiedziała wyjmując telefon, po czym wybrała numer.
    Po zaledwie dwóch głuchych sygnałach rozległ się głos jednego z Salvatore’ów.
    -Elena! Powiesz mi do jasnej cholery dlaczego nie odbierasz?!- krzyk chłopaka sprawił, że wampirzyca skuliła się na łóżku jak mały psiak.
    Z tego wszystkiego kompletnie zapomniała o Iphon’ie, który nadal leżał w stercie ubrań.
    -Przepraszam… Nic ci nie jest?
    -Nie, ale nie znalazłem Damona- odparł z lekkim zawodem.
    -Sprawdziłeś już wszędzie?- spytała skubiąc róg puchowej poduszki.
    -Byłem w Grill’u, rozmawiałem z szeryf Forbes. Nawet pojechałem do Nowego Orleanu i nic.
    -Był Damon, nie ma Damona. Oj proszę wszyscy na tym skorzystamy-podsumowała Caroline.
    Elena od razu spiorunowała ja wzrokiem. Wszyscy zamilkli, a atmosfera zrobiła się tak gęsta, że można by zawiesić siekierę.
    -Stefan, nie martw się odprawie czar. Czekaj na nasz telefon- odezwała się Bonnie, po czym jednym szybkim ruchem zakończyła połączenie.
    Znów zapadła grobowa cisza. Brunetka powoli wstała i wysunęła jedna z szuflad komody, gdzie na samym dnie znalazła jakby małą książeczkę. Wyjęła ją, a następnie rozłożyła na drewnianych panelach. Usiadła po turecku czekając, aż przyjaciółki do niej dołącza. Po chwili siedziały we trojkę stykając się kolanami jak małe dzieci, które knują jakąś psotę.
    -Mamy mapę, świece, zdjęcie jeszcze potrzebna nam jest krew-oznajmiła mulatka skupiając się na knotach.
    Pierwsza kropla wosku spłynęła leniwie, gdy tylko ogień zapłonął jak na pstrykniecie palców. Elena wysunęła kły przysuwając nadgarstek do ust w celu przegryzienia żyły.
    -Nie!- zaprotestowała czarownica w porę zatrzymując czyn wampirzycy.- Potrzebna jest ludzka krew.
    -Nie ma tu…
    -Owszem jest-przerwała Caroline patrząc znacząco na drzwi prowadzące do holu.
    -O nie, nie, nie. Jenny w to nie mieszamy. Nie ma mowy- powiedziała stanowczo kręcąc głową.
    -No to Alaric?
    -Nie jestem pewna czy zadziała-wyznała.- Jest łowcą wampirów.
    -Może i jest, ale na emeryturze. Po zresztą przyjaźni się z Damonem są połączeni silna więzią-odparła blondynka dumna ze swojego spostrzeżenia. Obie spojrzały na Bonnie czekając na jej odpowiedź. Kiwnęła lekko dając znać by dziewczyny sprowadziły mężczyznę.
    -Rick!- krzyknęła Elena.
    Od razu wyłapała jego kroki na dębowych schodach. Gdy tylko pojawił się w drzwiach mulatka zaprosiła łowcę, aby dołączył do nich. Chwilę się zawahała, lecz w końcu wzięła głęboki oddech i wytłumaczyła wszystko kawałek po kawałeczku. Kiedy skończyła Alaric siedział z niewidzącym wzrokiem wbitym w mapę przed nim.
    Liczne drobne uliczki łączyły się z ogromnymi autostradami, a parki rozlewały się zielonymi plamami.
   -Zgoda-odparł wyciągając rękę. Caroline wzięła ostrożnie nóż i zrobiła nacięcie na wewnętrznej stronie dłoni. Rick pozwolił by ciepła krew spłynęła na papier robiąc małą kałużę. Czarownica zamknęła oczy, po czym zaczęła wypowiadać nie zrozumiałe dla innych słowa. Świece zapłonęły jeszcze żywszym ogniem, gdy szkarłatna ciecz ruszyła wąskim strumykiem. Bonnie zakończyła gwałtownie zaklęcie i odczytała wskazane miasto.
    -Miami. Jest w Miami.
    Elena natychmiast się poderwała wykręcając numer Stefana.
    -Miami-odparła nie dając dojść chłopakowi do głosu.
    Salvatore westchnął głośno.
    -Dobra. Jadę tam. Odezwę się później- z jego tonu wynikało, że nie jest zbytnio zadowolony z tej informacji.
    Rozłączył się bez pożegnania co spowodowało lekkie ukłucie bólu. Odłożyła telefon na półkę i odwróciła się twarzą do przyjaciółek. Bonnie z Caroline siedziały same. Nawet nie zauważyła kiedy Alaric wyszedł opatrzyć ranę. Opadła ciężko na łóżko, a oczy zapiekły ją. Uczucia. Największa słabość wampira. Jako początkująca nie umiała do końca ich wyciszyć. Bała się też, że całkowicie mogłaby utracić człowieczeństwo i zamienić się w zimną bestię. Na samą myśl o tym dziewczynę przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Oderwała wzrok od swoich paznokci, po czym przeniosła go na ogromny pigwowiec za oknem.
    Na jednej z grubych gałęzi siedział czarny kot. Jego aksamitna sierść nastroszyła się przypominając małe igiełki. Zwierze wysunęło pazurki by zakotwiczyć się w korze jeszcze bardziej. Był przygotowany do skoku. Złote, kaprawe oczka bacznie śledziły każdy ruch dumnie kroczącego gołębia. Nagle ptak poderwał się głośno trzepocąc skrzydłami, a Elena niemal poczuła na własnej skórze rozczarowanie drapieżnika. Przez chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały. Żółte tęczówki kota odbiły promienie słońca. W tym drobnym stworzonku i w sposobie z jakim jej się przyglądał było cos niepokojącego. Coś dziwnie ludzkiego.
    -Muszę iść, mam jeszcze wpaść do Grill’a pogadać z Mattem- zza myślenia wyrwał ją głos Caroline.
    -O tak jasne- odparła szybko.

   Razem z mulatką pomachały dziewczynie na pożegnanie. Zbiegła bezszelestnie po schodach mijając się przy drzwiach z Saltzman’em i z uśmiechem wyszła na poranne słońce. Droga zleciała dość szybko. Miała zamiar od razu skierować się do baru, ale postanowiła, że najpierw wstąpi do domu i przebierze się w coś porządniejszego. Otworzyła drzwi nucąc  pod nosem „Let it go”, rzuciła klucze na stolik w holu, a następnie skierowała się do salonu zdejmując skórzaną kurtkę. Zatrzymała się w połowie ramion, bo gdy podniosła wzrok jej mięśnie odmówiły posłuszeństwa.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział mam nadzieję zę sie podobał za jakiekolwiek błędy przepraszam ;)  zachęcam do oglądania zwiastunu, który znajdziecie w zakładce "Zwiastun" ;) zapraszam równiez do przeczytania wpisów z pamiętnika Rebehi Mickaelson :D z czasem będa sie pojawiały tez w innych pamiętnikach ;) do nastepnego

 CZYTASZ=KOMENTUJESZ TO BARDZO MOTYWUJE :D


   

6 komentarzy:

  1. obserwuję i czekam na rewanż <3
    Nowy post, zapraszam   http://amfaceless.blogspot.com/2015/05/jimmy-choo-perfume.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog wprować izabel chciałabym by Klaus był z Eleną lubię tą parę zastanawia mnie ten kot i sen Eleny ciekawe co kombinuje Klaus podoba mi się wontek z mocą Klausa świetny zwiastun pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. zgłoś kartkę z pamiętnika do konkursu na blog mieśąca maja katalog opowiadań o wampirach zagłosuję

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział i oczywiście czekam na kolejny :)
    Życzę weny ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja nie lubię, gdy mi ktoś dzwoni rano, niekiedy nawet nad ranem i "nie obudziłem cię?" albo "spałeś?"... tylko takich ludzi rozszarpać.

    Trochę dziwne, że martwi się o braci, a przejmuje się wyglądem. Ja jak się o coś naprawdę martwię, to nie przeglądam się w lustrze, tylko staram się ogarnąć sytuacje, poprawić byt, ewentualnie modlić, a nie spać i patrzeć w lustro.

    Martwi się, czeka na wiadomość, ale nie patrzy co chwila na telefon? Dziwna jest, taka głupia, pusta strasznie. Jak można w takiej sytuacji nie mieć komórki przy dupie?

    Podoba mi się szczerość i bezpośredniość Caroline.

    Ale Łowca wampirów chyba nie jest żadną nadistotą - to człowiek co poluje, nikt więcej i nikt mniej. Szybko Rick poszedł na emeryturkę, aż mu zazdroszczę, bo ja będę musiał w tej Polsce do ponad 60 lat robić...

    No to teraz ciekawe kogo ujrzała Caro...

    OdpowiedzUsuń