środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 17


,,Ty dla mnie wciąż jes­teś zagadką.
Jedną z tych,którą pew­nie nig­dy nie odkryje. "




   Droga, którą przemierzał czarny nissan była długa, ale na szczęście równa. Słońce górowało, oświetlając kolana siedzącej na miejscu pasażera- Eleny. Nie mogła się za bardzo ruszyć, ze względu na czujność swojego sobowtóra oraz przez odzież, którą musiała włożyć. Wielki, słomiany kapelusz, gruba, różowa chusta i okulary miały dać jej gwarancje, że nikt obcy nie zauważy podobieństwa pomiędzy nimi.
   Westchnęła głośno, po czym sięgnęła do kieszeni po telefon komórkowy.
   - No pięknie. Brak zasięgu – mruknęła, widząc że ekran nie pokazuję nawet jednej kreski.
   Katherine wywróciła teatralnie oczami, ignorując uwagę.
   - Daleko jeszcze?
   Brunetka zacisnęła ręce na kierownicy, obejmując ją całymi dłońmi, tak mocno aż poczuła jak wbija sobie paznokcie w skórę.
   - Gdzie my jedziemy? Daleko jeszcze? Gorąco mi w tym. Nie mam zasięgu. Otwórz okno. Zwolnij trochę – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
   - Chce tylko wiedzieć – usprawiedliwiła się Gilbert.
   - A znasz takie powiedzenie. Im mniej wiesz tym lepiej śpisz?
   Kiwnęła niepewnie głową.
   - Więc zamknij się, bo nie dojedziemy w jednym kawałku.
   Po 30-stu minutach jazdy zatrzymały się wreszcie pod starym, opuszczonym domem. Wysiadły z auta rozglądając się na boki.
   - To tu? – spytała Elena podchodząc do drewnianych schodów.
   Petrova przytaknęła, a jej myśli od razu powędrowały do tamtego dnia.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

   Chmury wisiały złowrogo nad niewielkim podwórkiem zapowiadając deszcz, choć zaledwie 10 metrów dalej widniało piękne, błękitne niebo. Brunetka średniego wzrostu podbiegła do swojej towarzyszki o czarnych jak heban włosach i szturchnęła ją lekko.
   - Długo będziesz tak siedziała? – spytała poprawiając zieloną suknię.
   - Muszę jeszcze poćwiczyć – oznajmiła, nie otwierając oczu.
   Pożółkłe liście zerwały się do lotu wraz z podtrzymującym je wiatrem, tworząc spirale wokół siedzących na trawie dziewczyn. Z wyglądu były jak nastolatki z młodą cerą oraz niesamowitym wigorem, lecz w rzeczywistości były starsze niż, niektóre dęby.
   - Za to co robisz nabili by cię na pal – zachichotała.
   - Czemu tak sądzisz Kati? – mruknęła, spoglądając na przyjaciółkę.
   Katherine uśmiechnęła się słysząc nietypowe zdrobnienie. Nikt inny prócz tej małej czarownicy nie miał zwyczaju mówienia do niej z czułością oraz troską.
   - Sprawiłaś, że duch psa znalazł się w ciele kota, a dusza kota w ciele psa – odparła spokojnie, wyciągając dłoń w stronę czającego się owczarka.
   - Oj Mouse się nie obraził. Prawda?
   Zwierze podeszło do nich łasząc się. Próbował mruczeć, lecz ciało czworonoga nie było do tego dostosowane i brzmiało to bardziej jak groźne warknięcie.

~~~~~~~~~~~~~

   Elena zakasłała, machając dłonią tuż przed twarzą swojej wspólniczki.
   - Przepraszam, zamyśliłam się – wymamrotała, przełykając głośno ślinę.
   Wampirzyca weszła powoli po spróchniałych stopniach, po czym pchnęła obdrapane drzwi. Otworzyły się z głośnym jękiem, wypuszczając na zewnątrz dwa spłoszone nietoperze.
   - Trzeba było wziąć kamerę i Oscara za horror masz zagwarantowanego – odparła, wpatrując się w głąb domu.
   Weszła powoli do środka, uważnie stawiając stopy. Stare deski zaskrzypiały upiornie, a wiatr trzasnął uchylonym oknem.
  
   - Wchodzisz? – spytała Katherine, wysuwając szufladę, przegnitej komody.
   - Co my tu w ogóle robimy?
   Wyprostowała się i rzuciła w stronę sobowtóra przeciągłe spojrzenie.
   - Wiesz, że Damon i Stefan zniknęli – rzuciła, odwracając się do niej plecami. – Wiem, kto to zrobił.
   Gilbert podeszła bliżej, marszcząc brwi.
   - Kto?- wytarła spocone dłonie w cienki fioletowy sweterek.
   Ciekawość, aż rozpierała ją od środka, lecz wytrwale czekała na odpowiedź Petrovej. Nagle uniosła ręce w górę, śmiejąc się cicho.
   - Ona – odparła brunetka, poprawiając opadające na twarz loki i podając czarno-białe zdjęcie.
  Fotografia choć wyblakła ukazywała dwie postacie. Dziewczynki stały w jakimś ogródku obejmując się, tak jakby nie widziały się przez wieki. Obie posiadały czarne włosy, ale jedna z nich była o głowę niższa od drugiej. Elena przyjrzała jej się dokładnie, wydając cichy okrzyk zdumienia.
   - To przecież ty i ta Samantha ode mnie ze szkoły.
   - Jak widzisz ona też ma kilkaset dobrych latek -  westchnęła ciężko. – Muszę ci wszystko pokazać, ale Sam jest cwana i tak łatwo nie znajdę tego czego szukam – dodała Pierce, wracając do przeszukiwania szafki.
   - Mieszkałyście tu? – ozwała się po chwili ciszy, zainteresowana.
   - Niegdyś byłyśmy przyjaciółkami na śmierć i życie. Teraz chce sobie zrobić naszyjnik z moich kłów – odpowiedziała, wysuwając kontrolnie zęby.
   Bała się, że może ich już tam nie być. Gilbert kiwnęła głową, spoglądając na odwrót zdjęcia. Zrobiła kilka kroków w stronę okna, by promienie słońca oświetliły stronę oraz napis na niej.
   - Co to znaczy? ,,Gdzie czwartek wypada przed środą? ”– wyrecytowała, mrużąc oczy.
   Katherine momentalnie znalazła się przy swojej wspólniczce, odczytując po cichu słowa.
   - Gdzie czwartek wypada przed środą? Gilbert jesteś genialna! – krzyknęła, podekscytowana Katherine.
   - Odczytałam tylko jedno zdanie, ale dzięki – mruknęła, zdziwiona tym nagłym atakiem szczęścia ze strony wampirzycy.
   Spokojna i opanowana, z charakteru – zimny drań, by nie powiedzieć gorzej, a tu taka niespodzianka. Skacze i cieszy się jak małe dziecko, które dostało lizaka.
   - Nie rozumiesz? To jest zagadka. O to mi chodziło!
   - Jaka zagadka?
   - Samantha jest wiedźmą. Codziennie trenowała, chciała coś osiągnąć, ale nigdy nie chciała powiedzieć co – oznajmiła, przechodząc do pokoju obok.
   Podeszła do wysokiego regału z pewnie zapleśniałymi już książkami i zaczęła wodzić palcem po ich grzbietach. Po chwili namysłu wyciągnęła wielka księgę, przecierając dłonią okładkę.

- Gdzie czwartek wypada przed środą?... W słowniku – odparła, dumna z siebie.
   Sprawnie znalazła obydwa wyrazy, lecz nic po za tym. Zero wskazówek.
   - I co koniec zabawy? – zadrwiła Elena, kładąc dłonie na biodrach.
   - Nie, to jest dopiero początek. Ale co to może oznaczać? Coś tu powinno być – wymamrotała, nerwowo kartkując stary słownik.
   Znudzona brunetka odsunęła krzesło, sprawdzając czy, aby utrzyma jej ciężar, po czym usiadła, krzyżując ręce na piersi.
   - Może nie chodzi tu o wyrazy – odparła po chwili namysłu.
   - A niby o co?
   - Pomiędzy literą „C”, a literą „Ś”, jest jeszcze kilka stron, sprawdź je. Może są jakieś karteczki czy coś.
   Petrova zastanowiła się nad tym i odwróciła książkę, potrząsając nią. Na podłogę powoli spadły powyrywane kartki, na każdej z nich widniało jakieś słowo. Zaintrygowana zaczęła układać je w jakąś logiczną całość, co zajęło kilka minut, bo strona z literą „E” była przerwana na pół.
   - Czym kończy się wieczór a zaczyna ranek? – przeczytała, wstając.
   - Słońcem? – podsunęła Gilbert.
   - Racja, ale to bezsensu - mruknęła poirytowana.

   Pierce podeszła do otworu, który był pozbawiony szyb oraz okiennic. Na drewnianym parapecie stał o dziwo nadal żywy kwiatek. Dotknęła jego liści układające się w literę „R” i usłyszała ciche szepty.
   - Wieczór, ranek. Czym kończy się wieczór, a zaczyna ranek? – wyszeptała do siebie. – Przecież to oczywiste! Literą „R”! – krzyknęła, spoglądając na ścianę.
   Ciepłe promienie już nie tak silne jak te wakacyjne, oświetlały obdrapany tynk, a cień rzucany przez roślinę definitywnie wskazywał ich rozwiązanie zagadki. Zaczęła gorączkowo przeszukiwać doniczkę, lecz natknęła się tylko na wystające korzenie.
   - To jest chore! – wrzasnęła, strącając kwiat gwałtownym ruchem ręki.
   Naczynie rozbiło się na tysiąc małych kawałeczków, niosąc ze sobą dziwnie ludzkie głosy. Katherine zamknęła oczy, wsłuchując się w ten harmider, po czym ruszyła za nim.
   - Słyszysz? – spytała, zmierzając po omacku do stojącego w kącie stołu.
   Elena pokręciła głową, choć wiedziała, iż jej towarzyszka i tak tego nie zauważy.
   - Mówcie głośniej – odparła brunetka, dotykając po kolei każdy przedmiot znajdujący się na blacie.
   - Co...ma szyję... ale nie ma... głowy? - wydukała, podnosząc powieki. 

   - Truposz bez głowy – zaśmiała się wampirzyca. – Ale chyba nie ma tu umarlaka?
   - Jeden leży w ogródku – uświadomiła ją.
   Nastolatka przekrzywiła głowę, zdezorientowana. To dom wiedźmy, tu może się wszystko zdarzyć.
   -Spokojnie to pies.
   - Katherine, jeżeli mogę w ogóle spytać. Czego szukamy?
   Wzruszyła ramionami.
   - Byle czego, jakiejś wskazówki, jej pamiętnika. Coś gdzie mogła zapisać swój cel, ale jak na razie znajdujemy głupie, nic nie znaczące zagadki – przy ostatnich słowach, zdenerwowana rzuciła butelką prosto w ścianę sprawiając, że czerwona ciecz pobrudziła wypłowiałą farbę.
   - Czekaj chwile!
   Gilbert zerwała się na równe nogi, podbiegając do wspólniczki.
   - Butelka! To jest odpowiedź – powiedziała, chwytając kolejne szklane naczynie. – Nie rozumiesz? Co ma szyję, ale nie ma głowy?... Butelka ma szyjkę!

   - Ale co… - urwała, bo dostrzegła malujące się przed nią kolejne pytanie.
   Substancja zawarta w poprzedniej odpowiedzi, wypełniła wygrawerowane słowa tworząc jedną, wielką całość.
   - Im jest głębsza, tym mniej widzisz – odczytała.
   - Woda? – podsunęła Petrova, po czym opuściła pomieszczenie.
   Zatrzymała się w holu przed ogromnymi schodami, czekając aż dziewczyna pójdzie w jej ślady. Oparła się o spróchniałą poręcz i westchnęła głośno.
   - Mam dość – oznajmiła, gdy Elena w końcu do niej dołączyła.
   - Nie tylko ty.
   Brunetka poprawiła swoje proste jak struna włosy, robiąc przy tym dwa kroki w przód. Swój bystry wzrok zatrzymała na dziurze w desce, by trącić ją stopą. Stefan i Damon byli w niebezpieczeństwie, o ile jeszcze żyli. Choć nie dopuszczała tej myśli, powoli zaczęła tracić nadzieję.
  Sfrustrowana tupnęła nogą, a do jej uszu dotarł głośny trzask. Uniosła ręce do góry, aby znaleźć jakieś oparcie, lecz zdążyła już poczuć śliski grunt pod sobą.  
   - Jesteś cała? – spytała Katherine, zbliżając się powoli do wyrwy w podłodze.
   - Tak – zakasłała. – Chyba coś znalazłam.
   - Nie widzę cię – stwierdziła, mrużąc oczy. – Gilbert! Jesteś genialna! Ciemność!
   - Co?
   - Im jest głębsza, tym mniej widzisz… To przecież ciemność. To jest nasz klucz.
   Uradowana omal nie wpadła w głąb otchłani. Po chwili rozbłysło światło, dokładniej ekran telefonu, który zaczął oświetlać pomazane, kamienne ściany.
   Piwnica nie była zbytnio duża, co sprawiało, że mieściła się tylko jedna osoba.

   - Co widzisz?
   - Jakieś rysunki – odparła, a jej głos nabrał mocy.
   - Co przedstawiają? Jest jakaś lista ofiar? – dociekała, coraz bardziej nachylając się nad ciemną otchłanią.
   - Nie, ale… jest jakaś księga. Nie wiem czy to nie ten słownik. Są powyrywane kartki – mówiła dość chaotycznie.
   -  Ile jest tych kartek?
   W głowie wampirzycy zaczął tworzyć się obraz, który mógł naprowadzić je na kolejną ofiarę Samanthy.
   - Pięć kartek, jedna przerwana na pół.
   Słysząc to zerwała się na równe nogi i pobiegła do drugiego pokoju. Odszukała wzrokiem leżące na ziemi wskazówki, o dziwo nie ruszone przez gwałtowny podmuch wiatru, po czym przykucnęła przy nich. Drżącą dłonią odwróciła jeden papier, drugi, trzeci, aż w końcu jej oczom ukazał się napis.
  - ELENA.

---------------------------------------------------------------------------------

Na wstepie przepraszam was za opóźnienie ale mój komputer odmówił posłuszeństwa oraz przepraszam za jakiekolwiek błędy :D. Mam nadzieję, ze rozdział się podobał i ze zostaniecie dalej śledzić moją historię <wypociny> xD A teraz informacja :) W związku z tym, iż zbiża sie rok szkolny :( Rozdziały będą się pojawiać raz na 2 tygodnie :) Myśle, że uszanujecie to i mnie nie opuscicie :*

Do następnego xoxo