,,Każdy sen, ten czarowny i piękny, zbyt długo śniony zamienia się w koszmar. A z takiego budzimy się z krzykiem."
Krzyk, werbena, osinowy kołek i słodka ciemność, która
pochłania wszystko co stanie jej na drodze. To właśnie przeszło przez myśl
Eleny, kiedy pukanie rozległo się ponownie. Nie miała pojęcia co się z nią
dzieje. Nigdy się tak nie bała. Zawsze każdy brał ją za najsilniejsze ogniwo w
rodzinie, to ona radziła sobie z różnymi sprawami. Nie pozwalała, aby strach
wziął górę. Ale teraz było inaczej. Stała na środku holu i przygotowana do
ataku przyglądała się drewnianym drzwiom. Postać na ganku przystępowała z nogi
na nogę, aż w końcu nacisnęła metalową klamkę. Dziewczyna poczuła, że kły jej
się wydłużają, a do mięśni napływa przyjemna energia.
Do pomieszczenia
wpadł lekki wiatr owiewając nogi Eleny. Drgnęła, gdy ujrzała kręcone blond
włosy i już miała się rzucić ofierze do gardła, ale w ostatniej chwili
rozpoznała łagodne rysy twarzy.
-Caroline! Co ty
tu robisz?!-krzyknęła opierając się o poręcz schodów.
-To ja przyjeżdżam
cię ratować, a ty mnie kłami witasz? -cmoknęła nie zadowolona.
-Przepraszam. A
tak serio?
-A tak serio to
zadzwonił do mnie twój pan lasu i kazał nie zwłocznie przyjechać-odparła
wywracając teatralnie oczami.
Rozejrzała się po salonie i ruszyła w stronę
kuchni zatrzymując się dopiero przy srebrnej lodówce.
-Czyli wiesz, że
Stefan został zaatakowany?- spytała Elena, nadal trzymając się dębowej poręczy.
Po tej uldze,
której doświadczyła nogi miała jak z waty.
-Tak, ale widzę,
że się nie boisz zostawiając otwarte drzwi.
-Rozmawiałam z
Bonnie i zapomniałam zamknąć-tłumaczyła zbliżając się powoli do kuchennego
blatu.- Z kim przyjechałaś?- spytała po chwili ciszy.
-Z Tyler’em-
odparła Caroline wzruszając ramionami.
Brunetka zamyśliła
się wbijając wzrok w pomarańczowy sok, który nalewała przyjaciółka. To co
usłyszała wydało jej się dość dziwne. Ponoć mulatka przebywała u Lockwood’ów,
więc co Tyler robił pod domem Eleny? A kłamstwo ze strony którejś z dziewczyn
było mało prawdopodobne.
Ogólnie ta cała
sytuacja z próbą zabicia Stefana sprawiała wrażenie niedorzecznej. Może nie ma
się o co martwić? W końcu Damon jest dorosły i silny, na pewno poradziłby sobie
z dwoma oprychami. Chyba nie powinna, aż tak bardzo panikować. Lecz umysł
dziewczyny jakoś nie chciał dopuścić tej myśli.
-Halo?! Ziemia do
Eleny. Dziewczyny króla wiewiórek-blondynka pomachała szklanką prawie ją
wypuszczając.
-Ile będziesz mi
to jeszcze wypominać? -jęknęła mrużąc przy tym oczy.-Obrońca zwierząt się
znalazł.
Caroline przechyliła kryształowe naczynie i dopiła resztkę
napoju.
-A zmieniając
temat to powinnaś się przespać. Marnie wyglądasz-odparła odstawiając karton na
miejsce.
Faktycznie nie
wyglądała najlepiej. Podkrążone oczy wskazywały na nieprzespaną noc i na
dodatek niepokój zżerał ją od środka. Bała się o braci Salvatore. Musiała to
przyznać.
Po zresztą
ostatnie dni były dla niej bardzo ciężkie. Odkąd Jenna dowiedziała się, że
mieszka pod jednym dachem z potworem ich relacje nie są takie same. Choć
rozmawiają razem o przyziemnych sprawach to i tak ciotka czuje wobec niej lekką
niechęć i strach. Jedyną osobą w tym domu, która zapewnia jej pełne zrozumienie
jest Alaric.
Szalony historyk z
obsesją na punkcie wampirów. Tak wampirów. Ale to wszystko przez jego żonę
Isobel. Biologiczną matkę Eleny oraz istotę nadprzyrodzoną. Ona wciągnęła go w
ta całą jatkę z historią Mystic Falls. Lecz jak na to nie patrzeć to Rick
pomaga w różnych sprawach związanych z bezpieczeństwem. Bo nie każdy normalny
Amerykanin trzyma w szafie cały arsenał osinowych kołków i różnych ziół. Prawda?
-Idź się
połóż-powiedziała z troską w głosie.
Chwile potem obie
siedziały na łóżku w sypialni brunetki.
Za oknem widniało
piękne różowe niebo, a ogromne chmury wyglądem przypominały watę cukrową. Elena
usadowiła się wygodnie pod ciepła kołdrą i z tęsknotą spojrzała na szafkę
nocną, gdzie leżał czarny telefon.
-Spokojnie
znajdzie go-zapewniła Caroline. –A teraz odłóż tą sprawę na bok i spać.
-Idziesz już do
domu?
-Nie. Poczekam, aż
Jenna z Rick’iem przyjadą. Jakby Stefan dzwonił poinformuje cię.
Wampirzyca
pokiwała głową i poczekała by przyjaciółka wyszła z pomieszczenia. Ciemne włosy
rozsypały się na poduszce, gdy położyła się rozluźniając wszystkie mięśnie
ciała. Poczuła ogromna ulgę, której tak bardzo potrzebowała. Zamknęła oczy by
pozwolić porwać się Morfeuszowi w rejs. Ale im dłużej bezczynnie leżała tym
trudniej było jej nie myśleć o dzisiejszym ataku. Swoim wyczulonym słuchem
ciągle słyszała krzątaninę Caroline oraz charakterystyczny warkot silnika. Na
dole rozległ się wesoły ton ciotki, który w pewien sposób ukoił ten cały mętlik
w głowie Eleny. Przywołała najmilsze wspomnienia jakie tylko pamiętała i
zasnęła z lekkim uśmiechem na ustach.
,,Czarna jak smoła ciemność wypełniała każdy
zakamarek pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Właśnie gdzie ja w ogóle
jestem? Wyciągnęłam ręce aby zlokalizować jakieś oparcie. Dotknęła nie równych
kamieni i ruszyłam przed siebie. Co chwila pod opuszkami czułam mokre kępki
mchu, a panująca duchota sprawiła, że na czoło wstąpiły kropelki potu. Po mimo
doskonałego wzroku nie widziałam nic. Jakbym miała opaskę na oczach i czekała,
aż przyjaciele wyskoczą zza rogu i krzykną głośno ,,niespodzianka” . Ale to nie
urodziny. Nie wiem ile tak wędrowałam, bo minuty i godziny zlewały się w jedno.
W końcu dostrzegłam cienką smugę światła. Niemal podbiegłam w miejsce gdzie
promień spotykał się z betonową podłogą, zadarłam głowę do góry i wsłuchałam się
w dochodzące odgłosy. Stukot obcasów, ciche rozmowy oraz szelest gazet
wskazywały na to, że znajdowałam się w starych kanalizacjach miasta.
-Ratunku!- krzyknęłam.
Lecz żaden z przechodniów nie zatrzymał
się.
Rozejrzałam się na boki, po czym
skierowałam się do kolejnego otworu. Studzienki powtarzały się co kilka metrów
dając nadzieję, że ktoś pomoże mi się stad wydostać. Ostatkami sił
przemieszczałam się wzdłuż korytarza wołając o pomoc. Po mniej więcej pokonaniu
kilometra straciła resztkę energii i
spuszczając głowę wpadłam na drewniane drzwi. Były one osadzone w mroku z dala
od namiastek ulicznego gwaru. Na ślepo spróbowała znaleźć klamkę bądź kłódkę,
ale na nic zdały się moje poszukiwania. Bez zastanowienia wzięłam rozbieg i wyważyłam wrota napierając na nie całym swoim ciałem. Ustąpiły od razu wzbijając
wkoło tumany kurzu. Jasność, która zapanowała oślepiła mnie doszczętnie, a w uszach zagościł czyjś krzyk. Z wampirzą szybkością
przywarłam plecami do ściany, gdzie światło słoneczne nie docierało. Dopiero
teraz, gdy wzrok odzyskał ostrość ujrzałam widok, który skuł lodem mój układ krwionośny.
Na wielkim krześle siedział przykuty Stefan. Cały w szkarłatnej posoce
obwiązany wrzynającymi się linami nasączonymi werbeną. Na dodatek na jego palcu
nie było pierścienia, a ciepłe promienie powoli wypalały jego skórę. Ocknęłam
się i rzuciłam z pomocą. Lecz odskoczyłam gwałtownie, bo poświata parzyła również
moje dłonie. Z głośnym sykiem znów przywarłam do wilgotnych ścian celi. Krzyki
chłopaka nasiliły się. Powietrze wypełnił smród spalenizny. Nie mogłam patrzeć
na te tortury i zaciskając zęby skoczyłam w jego stronę. Ból był okropny, nogi
same się pode mną uginały jakby szukały ukojenia w chłodnej posadce. Palce paliła
trucizna sprawiając, że czułam jak płoną żywym ogniem. Cały świat zaczął
wirować w dzikim tańcu zwalając mnie na kolana. Usłyszałam jeszcze swoje imię
wypowiedziane przez Stefana, po czym wszystko ucichło. Żadnych jęków, żadnego
płaczu. Podniosłam powoli wzrok wstając z klęczek. Moim oczom ukazał się
cmentarz. Ponure miejsce, gdzie potrafiłam spędzać całe dnie tuż po wypadku
rodziców. Rozejrzałam się wkoło i zauważyłam trzy otwarte trumny. Od razu przeszedł
mnie nie przyjemny dreszcz, ale ciekawość pchała moją osobę w tym właśnie
kierunku. Gdy byłam wystarczająco blisko by zobaczyć kto w środku spoczywa po
raz kolejny zakręciło mi się w głowie. Ubrani w czarne garnitury bracia
Salvatore wyglądali jak we śnie. W głębi duszy chciałam, żeby tak było. Powinni
wstać zacząć te swoje rodzinne
sprzeczki, lecz oni nie drgnęli nawet wtedy, kiedy wypowiedziałam ich imiona.
Byli pogrążeni w śnie. W wiecznym śnie. Żołądek ścisnął mi się tak bardzo, że
wyglądem pewnie przypominał mandarynkę. Cofnęłam się o krok wpadając na trzecią
trumnę. Przestraszona z cisnącymi się łzami zajrzałam do wnętrza. O dziwo była
pusta. Tylko na wyściełanym aksamitem spodzie widniała mała karteczka. Wzięłam ostrożnie
papierek i przeczytałam pochyłe literki. ,,On wybrał. Wybierz i ty.”. Co to może
znaczyć? Co mam wybrać? Zza pleców usłyszałam dźwięk łamanej gałązki. Serce
podskoczyło mi do gardła. Odwróciłam się na pięcie i poczułam potworny ból w
klatce piersiowej. Z przerażenie spojrzałam na rękę napastnika, która trzymała
kołek wbity w moje ciało. Zaczęłam łapać powietrze przy okazji się nim dławiąc.
Powieki stały się cięższe, a ostatnią rzeczą jaką ujrzałam były przepełnione nienawiścią
oczy Damona”
Elena poderwała się
do pozycji siedzącej dotykając mokrych od potu skroni. Oddech był, aż za szybki
jak dla zwykłego człowieka. Po rumianych policzkach spłynęło kilka łez, gdy
pokój rozświetlił się słabym światłem. Do środka wpadł z hukiem Alaric trzymając
w rękach drewniany kij baseballowy.
-Elena! Co się stało?-
spytał nerwowo zaciskając dłonie na broni.- Krzyczałaś. Nic ci nie jest?
-Nie, to tylko
koszmar-uspokoiła go.
Szybkim ruchem
otarła słone ścieżki na twarzy.
-To dobrze.
Myślałem, że cie tu mordują- zażartował.
Dziewczyna
przełknęła wielka gule tworząca się w gardle. Na moment przed oczami stanął jej
obraz torturowanego Stefana.
-Nie obudziłam Jenny?
-Nie na szczęście
śpi jak niemowlę. Była bardzo zmęczona i od razu się położyła.
Pokiwała lekko
głową odprowadzając mężczyznę wzrokiem. Już miał zamknąć za sobą drzwi, ale
zawahał się.
-Caroline wszystko
mi opowiedziała-zaczął zmuszając Elene by podniosła się z miękkiej poduszki.-
Nie martw się. Chłopaki sobie poradzą. A co do twojej ciotki… daj jej czas.
Pogodzi się z tym faktem. Wiesz czemu? Bo cie kocha.
Słysząc to na usta brunetki wpełzł mimowolny uśmiech. Rick wyszedł gasząc światło i zostawił wampirzyce sam na sam z resztkami snu. Odwróciła się na bok, po czym zamknęła oczy. Przez chwile przeszły jej przez myśl słowa Bonnie na temat proroctwa. Lecz jak najszybciej odgoniła je znów przywołując miłe wspomnienia. Po zaledwie kilku minutach zasnęła, a ekran czarnego Iphona podświetlił się informując o nowej wiadomości.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
3 rozdział za nami mam nadzieje ze sie podobał czytajcie komentujcie :D to bardzo motywuje i do nastepnego
SUPER <3 Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńZajebisty, siostra :* Dajesz dalej! Kc ♡
OdpowiedzUsuńPowiem tak lepszego opowiadania nie czytałem :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetny rozdział :3
OdpowiedzUsuńBłędy ciągle się powtarzają. Póki co pohamuje się przed ich wypisywaniem i zostawię sobie to na sam koniec - wypisze te, których sama się nie pozbyłaś przy aktualnym rozdziale.
OdpowiedzUsuńW tym są już znacznie lepsze opisy, sama historia jednak rozwija się za szybko i nie dajesz nam się oswoić z sytuacją ani zaprzyjaźnić z bohaterami. Pisząc "nam" mam na myśli czytelników. To dopiero trzeci rozdział a już ktoś kogoś porwał, coś się komuś śni, ktoś kogoś zaatakował, ktoś inny w obronie zabił - istny misz-masz i wszystko pozlepiane w jedną całość.
Fabuła moim zdaniem powinna się stopniowo rozwijać i postępować nieco wolniej... znacznie wolniej.
Ale tak jak mówiłem opisami nadrabiasz i może z czasem nawyknę do twojego tempa.
Nigdy nie lubiłem Bonie.
Caro lubiłem, gdy była taka pustawa.
Jena... nawet uszła.
Damon, gdy był męskim draniem było oki.
Natomiast Stefan, Elena, Eliasz (Elaisa chyba, ale ja zawsze go spolszczałem) mnie irytowali.
Jednak nie mogę przenosić niechęci do bohaterów serialowych na twoje opowiadanie, gdyż mam nadzieję, że będzie się ono znacznie różniło od serialu i bohaterowie nabiorą jakiś innych charakterów.
Pozdrawiam
j-i-s.blogspot.com
Cześć.
OdpowiedzUsuńOdwiedzane przez mnie blogi dzielę na dwie grupy. Na te które muszę przeczytać i na te które chcę przeczytać. twoje jak pewnie się domyślasz są w tej pierwszej. Czytam twoje opowiadania tylko i wyłącznie z przymusu!!!
Mam nadzieję, ze nie uwierzyłaś w te głupoty wyżej :) Oczywiście, że jesteś w tej drugiej, czyli odwiedzam Twojego bloga i czytam opowiadania od pamiętnikowych bohaterach z czystej przyjemności :)
Bardzo dziwnie zareagowałam na Damona w tym opowiadaniu. Kocham go od pierwszego odcinka, a tutaj jakoś dziwnie mnie odtrąca. Damon nie! :o
Mam nadzieję, że nasze relacje powrócą, wiec wracam do mojego kochanego Damonka :)
Pozdrawiam i życzę weny1 :)