,,Ty dla mnie wciąż jesteś zagadką.
Jedną z tych,którą pewnie nigdy nie odkryje. "
Droga, którą przemierzał czarny nissan była długa,
ale na szczęście równa. Słońce górowało, oświetlając kolana siedzącej na
miejscu pasażera- Eleny. Nie mogła się za bardzo ruszyć, ze względu na czujność
swojego sobowtóra oraz przez odzież, którą musiała włożyć. Wielki, słomiany
kapelusz, gruba, różowa chusta i okulary miały dać jej gwarancje, że nikt obcy
nie zauważy podobieństwa pomiędzy nimi.
Westchnęła
głośno, po czym sięgnęła do kieszeni po telefon komórkowy.
- No
pięknie. Brak zasięgu – mruknęła, widząc że ekran nie pokazuję nawet jednej
kreski.
Katherine
wywróciła teatralnie oczami, ignorując uwagę.
- Daleko
jeszcze?
Brunetka
zacisnęła ręce na kierownicy, obejmując ją całymi dłońmi, tak mocno aż poczuła
jak wbija sobie paznokcie w skórę.
- Gdzie my
jedziemy? Daleko jeszcze? Gorąco mi w tym. Nie mam zasięgu. Otwórz okno.
Zwolnij trochę – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Chce
tylko wiedzieć – usprawiedliwiła się Gilbert.
- A znasz
takie powiedzenie. Im mniej wiesz tym lepiej śpisz?
Kiwnęła
niepewnie głową.
- Więc
zamknij się, bo nie dojedziemy w jednym kawałku.
Po 30-stu
minutach jazdy zatrzymały się wreszcie pod starym, opuszczonym domem. Wysiadły
z auta rozglądając się na boki.
- To tu? –
spytała Elena podchodząc do drewnianych schodów.
Petrova
przytaknęła, a jej myśli od razu powędrowały do tamtego dnia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chmury wisiały złowrogo nad niewielkim podwórkiem zapowiadając deszcz,
choć zaledwie 10 metrów dalej widniało piękne, błękitne niebo. Brunetka średniego
wzrostu podbiegła do swojej towarzyszki o czarnych jak heban włosach i
szturchnęła ją lekko.
- Długo będziesz tak siedziała? – spytała poprawiając zieloną suknię.
- Muszę jeszcze poćwiczyć – oznajmiła, nie otwierając oczu.
Pożółkłe liście zerwały się do lotu wraz z podtrzymującym je wiatrem,
tworząc spirale wokół siedzących na trawie dziewczyn. Z wyglądu były jak
nastolatki z młodą cerą oraz niesamowitym wigorem, lecz w rzeczywistości były
starsze niż, niektóre dęby.
- Za to co robisz nabili by cię na pal – zachichotała.
- Czemu tak sądzisz Kati? – mruknęła, spoglądając na przyjaciółkę.
Katherine uśmiechnęła się słysząc nietypowe zdrobnienie. Nikt inny prócz
tej małej czarownicy nie miał zwyczaju mówienia do niej z czułością oraz
troską.
- Sprawiłaś, że duch psa znalazł się w ciele kota, a dusza kota w ciele
psa – odparła spokojnie, wyciągając dłoń w stronę czającego się owczarka.
- Oj Mouse się nie obraził. Prawda?
Zwierze podeszło do nich łasząc się. Próbował mruczeć, lecz ciało
czworonoga nie było do tego dostosowane i brzmiało to bardziej jak groźne
warknięcie.
~~~~~~~~~~~~~
Elena zakasłała, machając dłonią tuż przed twarzą swojej wspólniczki.
- Przepraszam, zamyśliłam się – wymamrotała, przełykając głośno ślinę.
Wampirzyca weszła powoli po spróchniałych stopniach, po czym pchnęła
obdrapane drzwi. Otworzyły się z głośnym jękiem, wypuszczając na zewnątrz dwa
spłoszone nietoperze.
- Trzeba było wziąć kamerę i Oscara za horror masz zagwarantowanego –
odparła, wpatrując się w głąb domu.
Weszła powoli do środka, uważnie stawiając stopy. Stare deski
zaskrzypiały upiornie, a wiatr trzasnął uchylonym oknem.
- Co my tu w ogóle robimy?
Wyprostowała się i rzuciła w stronę sobowtóra przeciągłe spojrzenie.
- Wiesz, że Damon i Stefan zniknęli – rzuciła, odwracając się do niej
plecami. – Wiem, kto to zrobił.
Gilbert podeszła bliżej, marszcząc brwi.
- Kto?- wytarła spocone dłonie w cienki fioletowy sweterek.
Ciekawość, aż rozpierała ją od środka, lecz wytrwale czekała na
odpowiedź Petrovej. Nagle uniosła ręce w górę, śmiejąc się cicho.
- Ona – odparła brunetka, poprawiając opadające na twarz loki i podając
czarno-białe zdjęcie.
Fotografia choć wyblakła ukazywała dwie postacie. Dziewczynki stały w
jakimś ogródku obejmując się, tak jakby nie widziały się przez wieki. Obie
posiadały czarne włosy, ale jedna z nich była o głowę niższa od drugiej. Elena
przyjrzała jej się dokładnie, wydając cichy okrzyk zdumienia.
- To przecież ty i ta Samantha ode mnie ze szkoły.
- Jak widzisz ona też ma kilkaset dobrych latek - westchnęła ciężko. – Muszę ci wszystko
pokazać, ale Sam jest cwana i tak łatwo nie znajdę tego czego szukam – dodała
Pierce, wracając do przeszukiwania szafki.
- Mieszkałyście tu? – ozwała się po chwili ciszy, zainteresowana.
- Niegdyś byłyśmy przyjaciółkami na śmierć i życie. Teraz chce sobie
zrobić naszyjnik z moich kłów – odpowiedziała, wysuwając kontrolnie zęby.
Bała się, że może ich już tam nie być. Gilbert kiwnęła głową, spoglądając
na odwrót zdjęcia. Zrobiła kilka kroków w stronę okna, by promienie słońca
oświetliły stronę oraz napis na niej.
- Co to znaczy? ,,Gdzie czwartek wypada przed środą? ”– wyrecytowała,
mrużąc oczy.
Katherine momentalnie znalazła się przy swojej wspólniczce, odczytując po
cichu słowa.
- Gdzie czwartek wypada przed środą? Gilbert jesteś genialna! – krzyknęła,
podekscytowana Katherine.
- Odczytałam tylko jedno zdanie, ale dzięki – mruknęła, zdziwiona tym
nagłym atakiem szczęścia ze strony wampirzycy.
Spokojna i opanowana, z charakteru – zimny drań, by nie powiedzieć
gorzej, a tu taka niespodzianka. Skacze i cieszy się jak małe dziecko, które
dostało lizaka.
- Nie rozumiesz? To jest zagadka. O to mi chodziło!
- Jaka zagadka?
- Samantha jest wiedźmą. Codziennie trenowała, chciała coś osiągnąć, ale
nigdy nie chciała powiedzieć co – oznajmiła, przechodząc do pokoju obok.
Podeszła do wysokiego regału z pewnie
zapleśniałymi już książkami i zaczęła wodzić palcem po ich grzbietach. Po
chwili namysłu wyciągnęła wielka księgę, przecierając dłonią okładkę.
- Gdzie czwartek wypada przed środą?...
W słowniku – odparła, dumna z siebie.
Sprawnie znalazła obydwa wyrazy, lecz nic po za tym. Zero wskazówek.
- I co koniec zabawy? – zadrwiła Elena, kładąc dłonie na biodrach.
- Nie, to jest dopiero początek. Ale co to może oznaczać? Coś tu powinno
być – wymamrotała, nerwowo kartkując stary słownik.
Znudzona brunetka odsunęła krzesło, sprawdzając czy, aby utrzyma jej
ciężar, po czym usiadła, krzyżując ręce na piersi.
- Może nie chodzi tu o wyrazy – odparła po chwili namysłu.
- A niby o co?
- Pomiędzy literą „C”, a literą „Ś”, jest jeszcze kilka stron, sprawdź
je. Może są jakieś karteczki czy coś.
Petrova zastanowiła się nad tym i odwróciła książkę, potrząsając nią. Na
podłogę powoli spadły powyrywane kartki, na każdej z nich widniało jakieś
słowo. Zaintrygowana zaczęła układać je w jakąś logiczną całość, co zajęło
kilka minut, bo strona z literą „E” była przerwana na pół.
- Czym kończy się wieczór a zaczyna ranek? – przeczytała, wstając.
- Słońcem? – podsunęła Gilbert.- Racja, ale to bezsensu - mruknęła poirytowana.
Pierce podeszła do otworu, który był
pozbawiony szyb oraz okiennic. Na drewnianym parapecie stał o dziwo nadal żywy
kwiatek. Dotknęła jego liści układające się w literę „R” i usłyszała ciche
szepty.
- Wieczór, ranek. Czym kończy się wieczór, a zaczyna ranek? – wyszeptała
do siebie. – Przecież to oczywiste! Literą „R”! – krzyknęła, spoglądając na
ścianę.
Ciepłe promienie już nie tak silne jak te wakacyjne, oświetlały
obdrapany tynk, a cień rzucany przez roślinę definitywnie wskazywał ich
rozwiązanie zagadki. Zaczęła gorączkowo przeszukiwać doniczkę, lecz natknęła
się tylko na wystające korzenie.
- To jest chore! – wrzasnęła, strącając kwiat gwałtownym ruchem ręki.
Naczynie rozbiło się na tysiąc małych kawałeczków, niosąc ze sobą
dziwnie ludzkie głosy. Katherine zamknęła oczy, wsłuchując się w ten harmider,
po czym ruszyła za nim.
- Słyszysz? – spytała, zmierzając po omacku do stojącego w kącie stołu.
Elena pokręciła głową, choć wiedziała, iż jej towarzyszka i tak tego nie
zauważy.
- Mówcie głośniej – odparła brunetka,
dotykając po kolei każdy przedmiot znajdujący się na blacie.- Co...ma szyję... ale nie ma... głowy? - wydukała, podnosząc powieki.
- Truposz bez głowy – zaśmiała się
wampirzyca. – Ale chyba nie ma tu umarlaka?
- Jeden leży w ogródku – uświadomiła ją.
Nastolatka przekrzywiła głowę, zdezorientowana. To dom wiedźmy, tu może się
wszystko zdarzyć.
- Katherine, jeżeli mogę w ogóle spytać. Czego szukamy?
Wzruszyła ramionami.
- Byle czego, jakiejś wskazówki, jej pamiętnika. Coś gdzie mogła zapisać
swój cel, ale jak na razie znajdujemy głupie, nic nie znaczące zagadki – przy ostatnich
słowach, zdenerwowana rzuciła butelką prosto w ścianę sprawiając, że czerwona
ciecz pobrudziła wypłowiałą farbę.
- Czekaj chwile!
Gilbert zerwała się na równe nogi, podbiegając do wspólniczki.
- Butelka! To jest odpowiedź – powiedziała, chwytając kolejne szklane
naczynie. – Nie rozumiesz? Co ma szyję, ale nie ma głowy?... Butelka ma szyjkę!
---------------------------------------------------------------------------------
Na wstepie przepraszam was za opóźnienie ale mój komputer odmówił posłuszeństwa oraz przepraszam za jakiekolwiek błędy :D. Mam nadzieję, ze rozdział się podobał i ze zostaniecie dalej śledzić moją historię <wypociny> xD A teraz informacja :) W związku z tym, iż zbiża sie rok szkolny :( Rozdziały będą się pojawiać raz na 2 tygodnie :) Myśle, że uszanujecie to i mnie nie opuscicie :*
Do następnego xoxo
- Ale co… - urwała, bo dostrzegła
malujące się przed nią kolejne pytanie.
Substancja zawarta w poprzedniej odpowiedzi, wypełniła wygrawerowane
słowa tworząc jedną, wielką całość.
- Im jest głębsza, tym mniej widzisz – odczytała.
- Woda? – podsunęła
Petrova, po czym opuściła pomieszczenie.
Zatrzymała się w holu przed ogromnymi schodami, czekając aż dziewczyna
pójdzie w jej ślady. Oparła się o spróchniałą poręcz i westchnęła głośno.
- Mam dość – oznajmiła, gdy Elena w końcu do niej dołączyła.
- Nie tylko ty.
Brunetka poprawiła swoje proste jak struna włosy, robiąc przy tym dwa
kroki w przód. Swój bystry wzrok zatrzymała na dziurze w desce, by trącić ją
stopą. Stefan i Damon byli w niebezpieczeństwie, o ile jeszcze żyli. Choć nie
dopuszczała tej myśli, powoli zaczęła tracić nadzieję.
Sfrustrowana
tupnęła nogą, a do jej uszu dotarł głośny trzask. Uniosła ręce do góry, aby znaleźć
jakieś oparcie, lecz zdążyła już poczuć śliski grunt pod sobą.
- Jesteś cała? – spytała Katherine, zbliżając się powoli do wyrwy w podłodze.
- Tak – zakasłała. – Chyba coś znalazłam.
- Nie widzę cię – stwierdziła, mrużąc oczy. – Gilbert! Jesteś genialna!
Ciemność!
- Co?
- Im jest głębsza, tym mniej widzisz… To przecież ciemność. To jest nasz
klucz.
Uradowana omal nie wpadła w głąb otchłani. Po chwili rozbłysło światło, dokładniej
ekran telefonu, który zaczął oświetlać pomazane, kamienne ściany.
Piwnica nie była zbytnio duża, co sprawiało,
że mieściła się tylko jedna osoba.
- Co widzisz?
- Jakieś rysunki – odparła, a jej głos nabrał mocy.
- Co przedstawiają? Jest jakaś lista ofiar? – dociekała, coraz bardziej
nachylając się nad ciemną otchłanią.
- Nie, ale… jest jakaś księga. Nie wiem czy to nie ten słownik. Są
powyrywane kartki – mówiła dość chaotycznie.
- Ile jest tych kartek?
W głowie wampirzycy zaczął tworzyć się obraz, który mógł naprowadzić je
na kolejną ofiarę Samanthy.
- Pięć kartek, jedna przerwana na pół.
Słysząc to zerwała się na równe nogi i pobiegła do drugiego pokoju.
Odszukała wzrokiem leżące na ziemi wskazówki, o dziwo nie ruszone przez
gwałtowny podmuch wiatru, po czym przykucnęła przy nich. Drżącą dłonią odwróciła
jeden papier, drugi, trzeci, aż w końcu jej oczom ukazał się napis.
- ELENA.---------------------------------------------------------------------------------
Na wstepie przepraszam was za opóźnienie ale mój komputer odmówił posłuszeństwa oraz przepraszam za jakiekolwiek błędy :D. Mam nadzieję, ze rozdział się podobał i ze zostaniecie dalej śledzić moją historię <wypociny> xD A teraz informacja :) W związku z tym, iż zbiża sie rok szkolny :( Rozdziały będą się pojawiać raz na 2 tygodnie :) Myśle, że uszanujecie to i mnie nie opuscicie :*
Do następnego xoxo